Moje zdjęcie
Zwyczajny, szary gość...

niedziela, 20 listopada 2011



Jak niektórym wiadomo jakiś czas temu otrzymałem  od  pewnego, ciekawego typa numer telefonu. Wymiętolona  karteczka, a właściwie serwetka  walała się po torbie niemal do przetarcia, kiedy w końcu postanowiłem zadzwonić nabrawszy  pewności siebie po czwartej szklaneczce Whisky z lodem. Kilka wolnych sygnałów i nagle ten głos ciężki, ołowiany; nieznośnie zmysłowy.
- halo?
- cześć... nie wiem czy mnie będziesz kojarzył ale zostawiłeś mi...
- poznaję Cię - przerwał mi Michał wprowadzając w totalne zaskoczenie.
- ??? 
Rozmowa toczy się już własnym torem. M. zaprasza mnie na piwko do jednej z  owianych złą sławą knajp, co mi się oczywiście podoba. Na 21:00  dzisiejszego wieczoru. spoglądam na zegarek mam jakieś półtora godziny do wyjścia. Jest dobrze, zdążę jeszcze coś zjeść. Nie ma parcia, ogolę się, umyję zęby, narzucę na siebie byle łachy (nie lubię się stroić i nie jestem maniakiem mody). Zarzucę torbę na ramię i w drogę.



                                             

sobota, 22 października 2011

I co z tego?



I co z tego, że mam zgrabny tyłek, jak mówią... że gotuję jak Bree Van De Kamp z „Gotowych na wszystko”, skoro nie dzwonią do mnie z Agencji Modeli, ani ze studia filmowego w Łodzi, nie zapraszają do prowadzenia programu kulinarnego w TV. Na nic mi też ta moja „wyjątkowość”, choć może by i za nią przyjęli mnie do cyrku …ale czasy „kobiety z brodą”, „człowieka wilkołaka”  i innych dziwolągów dawno już przeszły do lamusa. A tyłek… tyłek cóż, niezmiennie opiera się prawu grawitacji.


sobota, 15 października 2011

Wielkie H.



Przyjaciółka wyciągnęła mnie do jednego z gejowskich pubów mojego miasta, celem zapoznawczym i łowieckim. Bo, jak stwierdziła, na taką przynętę jak ja nie jedna rybka się złapie. No właśnie rybki, a właściwie kolorowe rybony zapełniały sterylne akwarium. Sunęły rozpraszając płetewkami chmury zapachów. Niektóre ukryte w półmroku spoglądały na mnie zachłannie… kręcąc się niespokojnie, jakby miały ochotę natychmiast wystrzelić w me usta swymi zarodnikami. Jeszcze inne niby przez zatłoczenie przyciskały się o mnie jak norweskie łososie podczas tarła. Było też kilka Żabienic głębinowych kuszących błędnym światełkiem z wnętrza Darkroomu. Nie obeszło się bez dostrzeżenia nijaczków chowających się w zakamarkach groty, by nie być zbyt widocznym. Koleżanka, w przeciwieństwie do mnie, bawiła się wybornie hulając po parkiecie z kolejnym drinkiem w dłoni. Postanowiłem cichaczem wydostać się na zewnątrz i zaopatrzyć w nocnym w kilka browarków, które spiję w kojącej ciszy czterech ścian domu. Powolutku przebijałem się przez kolorowe ławice. Już byłem przy barze niedaleko wyjścia gdy dostrzegłem nijak pasującego do otoczenia Pana Homara z wyrytym na twarzy wielkim H - jak Heterro. Zauważywszy mnie podszedł i przecinając twardym, metalowym głosem ptasi jazgot zaproponował browca. Przyznam się, że mnie zamurowało, nie wiedziałem jak się zachować przytłoczony jego męskością. Nie powiem, facet budził we mnie zwierze… ale, ale coś tu jest nie tak, myślałem przyglądając się badawczo panu H. Szukałem drobiazgu, by się przyczepić i z czystym sumieniem wycofać się. A tu nic, zupełnie nic.
Michał jestem – przedstawia się częstując papierosem.
Odmawiam, nie palę od kilku lat. Do tego jeszcze Michał (help!)
Michał Uśmiecha się wyszczerzając rząd białych zębów i niby żartem twierdzi, że coś go musi zabić. Patrzę jak zaciąga się i nachodzą mnie nieznośne myśli… lubieżne… drapieżne. Takiego ciśnienia nie czułem od lat. Oczyma wyobraźni widzę jak w nieopamiętaniu zrywam z niego ten czarny podkoszulek. Wbijam się zębami w pulsującą szyję. Jak w szalonej szamotaninie przyciska mnie stalowymi ramami ramion do ściany… napiera jak taran…
- nie widziałem cię tu wcześniej – wyrwał mnie z opętania metalowy głos.
- nie bywam w takich miejscach – odpowiadam, próbując opanować drżenie w głosie i skupić wzrok na jego oczach.
- Tyle, to i widać – uśmiecha się, zapisuje na serwetce numer telefonu przesuwa w moim kierunku, prosząc bym zadzwonił na dniach bo teraz musi uciekać do roboty. Widzę jak ginie w tłumie… pozostawiając odrobinę niedosytu i ciekawości. Siedzę, dopijam piwo, spoglądam w tamtym kierunku z nadzieją, że może się cofnie.
- nie rób sobie nadziei słoneczko – to nasz ochroniarz, niezłe ciacho, ale niestety heteryk. – uświadamia mnie barman.
H jak Heterro
H jak Horror
C i H jak Chujownia

poniedziałek, 3 października 2011

Szukam kogoś na stałe.

Szukam  kogoś na stałe, ale nie będę tu rzucał ciężkimi słowami jak „związek”. Chciałbym tak zwyczajnie kłaść się i budzić obok niego co rano. Przeczesywać palcami zmierzwione snem włosy, zerkać w zaspane oczy i uśmiechać się … całym sercem. Patrzeć jak wraz z porami roku zmieniają się jego rysy, i ze spokojem przyglądać się tym swoim, odbijającym się w jego źrenicach. Nie szukam ideału, wyśnionego kochanka, doskonałego męża, czy wspaniałej gospodyni domowej. O nie!... Szukam mężczyzny takiego jak ja, szarego, niedoskonałego, pełnego wad.  Człowieka, któremu nie będę w stanie dać nic ponad odrobiny siebie, swojego czasu i od niego nie oczekuję niczego więcej w końcu… w życiu liczy się obecność, radość dzielenia i wspólnego przeżywania. Szukam… szukam i pewnie się nie doszukam, bo jak szepce głos w mojej głowie -  normalność w tych czasach to luksus na który mogą pozwolić sobie jedynie szaleńcy.


wtorek, 28 czerwca 2011

Zmiany

Postanowiłem całkowicie zmienić swoje życie. Zwolniłem się z pracy ku uciesze szefa, który i tak planował mnie wylać z powodu, jak to się wyraził: nadużywania alkoholu i naruszania dobrego wizerunku firmy. Najcenniejsze rzeczy popakowałem w kartony resztę sprzedałem i porozdawałem. Przeprowadzam się do innego miasta, by uciec od wspomnień, od K., choć dobrze wiem, że od pewnych spraw uciec się nie da. Mimo to spróbuję, bo inaczej uduszę się lub postradam zmysły. Wszystkie ulice, parki przesiąknięte są moim smutkiem. Potrzebuję powietrza. Potrzebuję ramion w których mógłbym się schować choć na chwilkę, przespać spokojne kilka godzin i poczuć, poczuć ciepło drugiego człowieka.

poniedziałek, 9 maja 2011

Pustka



Od kilku dni nie trzeźwieję, nie golę się, nie kąpie ani nie myję zębów. Jestem w stanie totalnego rozsypania. Odkąd kazałem zniknąć K. z mojego życia, wszystko przestało mieć znaczenie. Odepchnąłem od siebie najbliższą mi osobę, jedynego przyjaciela, jedynego faceta z którym mógłbym się spełnić, wypalić. Ale z przyjaciółmi się nie sypia i nie buduje związków. Z przyjacielem idzie się na piwo, wypłakuje na ramionach i wali po gębie jak zajdzie taka potrzeba. Przyjacielowi nie szepce się do ucha czułych słów, nie zasypia z głową ułożoną na jego piersi, nie pieści opuszkiem palca jego warg. Mogłem... mogłem mieć tą miłość…ale czy to, co nim powodowało to miłość? Może fascynacja, potrzeba poznania, zasmakowania? Może i byłby,  tak jak mówił, szczęśliwy kładąc się przy mnie, a tymczasem ja nie mógłbym spokojnie spać myśląc, że przekreśliłem słabościami wszystko co było między nami, co tworzyło się przez lata. Nie umiał bym patrzeć mu w oczy czując jego niespełnienie, tęsknotę za dziećmi, których mu nie dam…za kobietą, którą nigdy nie będę. Nic nie zmieni jego natury ani miłość, ani ja, ani on sam. Wszystko jest jak zły sen. Tymczasem idę pić dalej, a z podjętych decyzji rozliczy mnie zapewne przyszły czas.





poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Dziwne zachowania K.



Odkąd przedłożyłem przed K. swoją odmienność zauważyłem u niego niepokojące symptomy. K. przychodząc do mnie zawsze jest  schludnie ubrany, ogolony, wypachniony…niemalże bez skazy. Co ciekawe zmieniła się też nieco barwa jego głosu, gubiąc gdzieś lekką szorstkość  nabrała ciepła i spokoju. Kiedy spoglądam w jego piękne, piwne oczy dostrzegam błysk…ten sam, który pojawia się w obecności kobiet. Wyziera z nich też lekkie zawstydzenie, ciekawość i smutek.  Dzwoni częściej niż zwykle. Pyta czy czegoś mi nie potrzeba…czy w czymś nie pomóc. Czaruje uśmiechem i  dowcipem. Nie podaje mi ręki na przywitanie…już nie… otula ramionami i delikatnie poklepuje po plecach. O zgrozo K. stał się wrażliwy ..wstydliwy…obcy.

Tęsknię za K., tym co sikał przy otwartych drzwiach, biegał po domu w zawieszonych na biodrach bokserkach, zsuniętych tak że aż strach …czarował dwudniowym zarostem,  nieładem na głowie i natury zapachem. Tęsknię za przepychankami…gwałtownymi jak burza kłótniami. ..ale cóż, sam sobie jestem winien…nic mu mówić nie powinienem.

środa, 30 marca 2011

Rozmowa z K. cd.



Okoliczności; wczorajsza noc, dom

Z wygodnej kanapy, piwa i chipsów o smaku świeżej cebulki  wyrwa mnie dzwonek do drzwi. Człapię skrzywiony myślą, komu o tej porze zachciało się odwiedzin. Przekręcam zamek, otwieram drzwi i zastygam w bezruchu. Na klatce stoi K. W ręku trzyma 0.7 Absolwenta. Patrzy na mnie i mówi, że mamy do pogadania. Zapraszam go gestem do środka.
- Masz lód – pyta wydobywając z torby sok z czarnej porzeczki.
- Jasne – odpowiadam, wyciągając kieliszki i literatki.
- Co u Ciebie?
- Jak widzisz kolejny samotny wieczór – uśmiecham się siadając na tapczanie. K siada obok. Wyraźnie wyczuwam napięcie. Chwyta butelkę, otwiera i polewa.
- Dużo myślałem, o tym co mi powiedziałeś. Długo nie mogłem tego przegryźć i przyznam szczerze, że wciąż mam z tym problem.
- Rozumiem – odpowiedziałem popijając sokiem wódkę..
- Musiałem przyjść i to wyjaśnić. Nie chciałem zniknąć jak tchórz. Znamy się przecież tyle lat.
Pijemy kolejna kolejkę.
- To fakt – kiwam głową .
Kolejny kieliszek i następny. Rozmowa kompletnie się nie klei. Wódka kończy się. K. wyciąga z torby kolejna flaszkę. Otwiera , polewa i pyta.
- Czy ty kiedykolwiek chciałeś się ze mną bzykać.
Wybucham śmiechem.
K. patrzy na mnie uśmiecha  się.
- Tak czy nie?
- Może raz…może dwa – drażnię się z nim.
Czuję jak wódka powoli mąci umysł . Po rozmowie K. wnioskuję, że też powoli ma dość. Zaczyna się plątać. Nadmiernie gestykulować. W pewnym momencie z zupełnej zaskoczki rzuca się na mnie i przywiera ustami do mych warg wciskając w nie jęzor. Próbuję go odepchnąć. Bezskutecznie. Tur jest  postawny i o wiele większy ode mnie. K. nie przestaje… Zdesperowany gryzę go porządnie w język. Odskakuje.
- Nigdy więcej tego nie rób – krzyknąłem waląc go pięścią w twarz.
Wzburzony patrzy na mnie przecierając z wargi krew.
- Teraz …już nie mogę  patrzyć i myśleć o tobie z obrzydzeniem, już nie. – chrypie.
- ???
- teraz już …nie ważne… muszę wyjść…wpadnę jakoś.- Niemal wybiegł na klatkę.
 Przez okno patrzyłem jak  zataczając się ginie w oddali.
Ległem na łóżko pijany i szczęśliwy, że odzyskałem przyjaciela.



poniedziałek, 28 lutego 2011

Rozmowa z K.



Okoliczności: pub, piwo, dobra muza, kumpel i ja.

Postanowiłem wyznać K. prawdę o sobie, pomimo wiedzy, że jest narowisty i homofobiczny. Pijemy browar, gadamy o bzdurach…K. pali papierosa, zaśmiewa się z kawału. A ja czuję, że to jest ta chwila.
- Jestem homo – wypalam z grubej rury.
K. – że co?. Marszczy twarz.
- lubię facetów
Widzę jak  szarpie nim. Jak powoli dociera do świadomości znaczenie wypowiedzianych przeze mnie słów. Jak walczy czerwieniejąc na twarzy.
- co Ty ku….wa  pier….lisz!- wyrzucił w końcu, głośno przełykając ślinę.
- Mówię Ci, że jestem pedałem…
K. – ale Ty przecież nie wyglądasz?
- a jak maiłbym niby wyglądać? – pytam zdziwiony.
K. – no wiesz….
- nie wiem – przerywam.K. podnosi się z sofy unosi wysoko na boki ręce, figlarnie trzepie rzęsami i kręci tyłkiem.
Wybucham śmiechem.
K. – w chu…a mnie robisz? – pyta ze śmiechem.
- niby po co miałbym to robić?
Zapada cisza. Kumpel patrzy na mnie badawczo.
- Nie wierzę- mówi poważnie.
- mam zrobić Ci loda pod stołem żebyś załapał?
-Znamy się tyle lat, nie raz spaliśmy razem pod namiotem i u mnie na chacie, kąpaliśmy się nago w jeziorze…
- i co to ma niby do rzeczy?- pytam
K.- no wiesz …nigdy nie dobierałeś się do mnie, nie kokietowałeś.
- a nie przyszło Ci nigdy do głowy, że najzwyczajniej w świecie mnie nie pociągasz. Nie mówię, że jesteś najgorszy, bo przystojny z Ciebie facet ale brakuje tej chemii – odpowiadam
K.
 - ale przecież  cioty to lgną do każdego…pchają się na kuta …a
- przykro mi, że Cię rozczarowałem.
K.  dopija piwo. Mówi, że musi wyjść, że ma na dziś dość wrażeń i za dużo jak dla niego. Uśmiecham się. Patrzę jak wychodzi, nie mogąc wyzbyć się przeczucia, że straciłem właśnie najlepszego kumpla.


sobota, 26 lutego 2011

Miłość, wierność, aż po grób...



      Kiedy pierwszy raz się zakochałem, i to  z wzajemnością, myślałem, że nie spotka mnie już nic piękniejszego. Szczytem marzeń był trwały związek i stało się tak. Mój wymarzony partner, mój ukochany…jedyny…mój Bożek. Trwał przy mnie, ślubował miłość, wierność, aż po grób …no i stał się…stał tym głębokim, czarnym jak dupa grobem…gnojek,  przeorał mą duszę wzdłuż i wszerz pozostawiając bolesne bruzdy. A jak kłamał…jak on pięknie kłamał…karmił mnie słodkością  ułudy, poił nektarem magicznych słów.   Ukradł mi kilka najpiękniejszych lat, wiarę w miłość, szczerość… w związek. Pasł się ohydny wieprz na mej miłości, taplając w rozkoszach ciała. Puszczał się na lewo i prawo…a ja zakochany głupek trzymałem siebie wyłącznie dla niego. I wszystko bym wybaczył, zapomniał…ale nie da się zapomnieć, wybaczyć ani rozgrzeszyć nieprawdziwej miłości…serca zimnej pustki przebranej za fałszywe uczucia, które otwierają Cię na drugiego człowieka. Wpuszczają do wewnętrznego świata…tego najbardziej skrytego i intymnego. Po przebudzeniu okazuje się, że żyłeś, sypiałeś i oddawałeś wszystko co miałeś obcemu…wrogowi.  Tego wybaczyć nie można,  bo jest to najgorsza zbrodnia.

czwartek, 24 lutego 2011

Homo zwyczajny



       Mam takiego cholernego pecha, że zawsze przyczepiają się do mnie bliżej nieokreślone osobniki. Macha taki łapkami, jakby chciał odfrunąć. Świergocze jak ptaszyna, przeciągając niebezpiecznie każde wypowiedziane słowo. Gładki …jak wyskubany i opalony kurczak. A jak pachnie…nie,  żebym nie lubił przyjemnych woni…ale przecież siła tego zapachu konia powaliła by z nóg. Strach przy takim spokojnie napić się piwa, czy coś zjeść…bo nie daj Bóg kapnie coś na fatałaszek takiego i rozpacz …i krzyk,  że bluzeczka  beż grosza trzy setki kosztowała,  a spodnie dwa razy tyle. Matko, skąd oni mają na to wszystko pieniądze?…Zastanawiam się, po co wydawać tyle na kawałek szmaty nie wartej nawet 50 -tki, nie powiem, też lubię dobrze się ubrać…też czasami nie patrzę na cenę ,ale cenię sobie wygodę i własny styl, a przede wszystkim luz, żadnych tam obcisłości i  dopasowań. Jak widzę takiego na ulicy, przed oczyma pojawia mi się natychmiast obraz hawajskiej laleczki, takiej co w samochodach przyklejona do szyby bez przerwy biodrami kręci i nęci. A jak Cię taki zobaczy i gdzieś, skądś skojarzy to koniec… zmierza ku tobie ekstatycznie sunąc tańcem Świętego Wita,  wydobywając przy tym z gardzieli wysokie dźwięki  niosące się na milę. W takiej chwil człowiek chciałby zniknąć, wyparować, zapaść się pod ziemię. Tacy właśnie lgną do mnie jak muchy do ….
A dla mnie mężczyzna…musi być mężczyzną…musi pachnieć jak facet, poruszać, mówić i zachowywać się jak samiec. Być silny, niekoniecznie ogolony, posiadać trochę zarostu tu i ówdzie. Walić po oczach testosteronem i  kusić zmysł węchu  odpowiednim bukietem feromonów. Tak najzwyczajniej w świecie musi być po prostu homo-zwyczajny.