Moje zdjęcie
Zwyczajny, szary gość...

środa, 30 marca 2011

Rozmowa z K. cd.



Okoliczności; wczorajsza noc, dom

Z wygodnej kanapy, piwa i chipsów o smaku świeżej cebulki  wyrwa mnie dzwonek do drzwi. Człapię skrzywiony myślą, komu o tej porze zachciało się odwiedzin. Przekręcam zamek, otwieram drzwi i zastygam w bezruchu. Na klatce stoi K. W ręku trzyma 0.7 Absolwenta. Patrzy na mnie i mówi, że mamy do pogadania. Zapraszam go gestem do środka.
- Masz lód – pyta wydobywając z torby sok z czarnej porzeczki.
- Jasne – odpowiadam, wyciągając kieliszki i literatki.
- Co u Ciebie?
- Jak widzisz kolejny samotny wieczór – uśmiecham się siadając na tapczanie. K siada obok. Wyraźnie wyczuwam napięcie. Chwyta butelkę, otwiera i polewa.
- Dużo myślałem, o tym co mi powiedziałeś. Długo nie mogłem tego przegryźć i przyznam szczerze, że wciąż mam z tym problem.
- Rozumiem – odpowiedziałem popijając sokiem wódkę..
- Musiałem przyjść i to wyjaśnić. Nie chciałem zniknąć jak tchórz. Znamy się przecież tyle lat.
Pijemy kolejna kolejkę.
- To fakt – kiwam głową .
Kolejny kieliszek i następny. Rozmowa kompletnie się nie klei. Wódka kończy się. K. wyciąga z torby kolejna flaszkę. Otwiera , polewa i pyta.
- Czy ty kiedykolwiek chciałeś się ze mną bzykać.
Wybucham śmiechem.
K. patrzy na mnie uśmiecha  się.
- Tak czy nie?
- Może raz…może dwa – drażnię się z nim.
Czuję jak wódka powoli mąci umysł . Po rozmowie K. wnioskuję, że też powoli ma dość. Zaczyna się plątać. Nadmiernie gestykulować. W pewnym momencie z zupełnej zaskoczki rzuca się na mnie i przywiera ustami do mych warg wciskając w nie jęzor. Próbuję go odepchnąć. Bezskutecznie. Tur jest  postawny i o wiele większy ode mnie. K. nie przestaje… Zdesperowany gryzę go porządnie w język. Odskakuje.
- Nigdy więcej tego nie rób – krzyknąłem waląc go pięścią w twarz.
Wzburzony patrzy na mnie przecierając z wargi krew.
- Teraz …już nie mogę  patrzyć i myśleć o tobie z obrzydzeniem, już nie. – chrypie.
- ???
- teraz już …nie ważne… muszę wyjść…wpadnę jakoś.- Niemal wybiegł na klatkę.
 Przez okno patrzyłem jak  zataczając się ginie w oddali.
Ległem na łóżko pijany i szczęśliwy, że odzyskałem przyjaciela.